20 listopada 2015

I MIMO ŻE PASKUDNA, TO JĄ LUBIĘ


Jesień, nie ta kolorowa, październikowa, ale ta szara i bura, co rozgaszcza się w listopadzie, wprowadza w me życie ciszę i spokój. Błogie lenistwo przydługich wieczorów, które po przegonieniu dziecięcia po dworze, lubię spędzać z kubkiem gorącej herbaty, osłodzonej łyżeczką miodu. W świetle nocnej lampki, przeglądam kolorowe czasopisma szukając inspiracji na zbliżające się święta Bożego Narodzenia. A gdy mój Kiziołek całkiem padnie ze zmęczenia, wyciągam włóczkę i druty i dzieję długi, puszysty szalik na zimowe spacery.

I mogło by być jak w bajce, gdyby nie deszcz i rynna która mocno przecieka. Po tym spontanicznym, świątecznym spacerze, dopadła Kiziołka małpa angina i ledwo się wylizaliśmy, to przypałętało się zapalenie oskrzeli i tym razem popieściło me dziecię na dobre. A wiadomo, chore dziecko to niewyspana matka, no przynajmniej u nas tak jest. Zmęczona jestem i zbolała tymi choróbskami, głowa mnie pobolewa, brzuch postanowił się zbuntować, jesień...

No gdzie się podziała ma lekkość umysłu, ta radość tworzenia i słodkie wyczekiwanie. Spać, spać, spać nic więcej. Nici ze spokojnych spacerów wieczorową porą, siedzimy w domu lizani temperaturą. Książka z biblioteki dawno przeczytana, czekolada zjedzona, kawa pocieszycielka odstawiona na tydzień, bo w brzuchu sensacje straszne wyczyniała. Ale nic to, czasem trzeba się posmucić by potem radość bardziej docenić. O, deszcz znowu zaczął padać, a niech pada, lubię deszcz.




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka